A kiedy przychodzi gorszy czas, to wstaję później i mniej wyspana, niż kiedy był lepszy czas. Zęby myję dłużej, a do kawy z owsianym (w dobrym czasie zdążyłam przejść na dietę bez laktozy) próbuję analizować, co się stało. Dlaczego dobry czas się skończył? Czy chodzi tu o konkret czy raczej o ogół? Czy to jest tak, że na szalę kładziesz z jednaj i z drugiej i czekasz, co przeważy? I co na niej kładziesz, co dokładnie? Czy również wynik wyborów, Australię czy tylko smutnego esemesa albo smutny brak esemesa?
Mam sto wiadomości, pięćdziesiąt dobrych, pięćdziesiąt złych. Z tych dobrych najważniejsza jest taka, że odebrałam email, w którym litery układały się w zdanie: z przyjemnością wydrukujemy Pani książkę.
To jest lepsze niż większość wszystkiego. Porównywalne tylko do jednej kwietniowej kąpieli w Morzu Śródziemnym, kiedy wszystko, co niepotrzebne zostało wypłukane i siedziałam na gorącym ręczniku, i nie martwiło mnie nic. Pamiętam ten moment, widzę go wyraźnie i mogę tam wracać i patrzeć, ale już nie całkiem poczuć. I ten email od wydawnictwa to było takie coś i na długo starczyło, jednak nie na tak długo, żeby nie nadszedł moment gorszy.
Mam tysiąc wiadomości. Pięćset dobrych i pięćset złych. Strasznie jest mi słuchać, kiedy mówisz cicho, że twój syn musiał spędzić w szpitalu dużo czasu, bo sobie nie radzi. Ma piętnaście lat. Pytam cię, jaka diagnoza, a ty się uśmiechasz i mówisz, że opis na karcie to: wrażliwy eksperymentujący. Jak wszyscy, myślę. Jezus maria, myślę.
A z dobrych wiadomości, to mieszkałam piętnaście dni w przyczepie kempingowej i codziennie na śniadanie jadłam kanapkę z pomidorem. Sok kapał mi na brodę albo na spodnie nawet, potem przylatywała osa, ale było już po śniadaniu. Siadała na stoliku marki quechua, trochę zawiedziona.
Nad górna wargą mojego dziecka pojawił się jakby brud, kazałam mu się umyć, ale nie pomogło. Głos mu drży i nie może się zdecydować, czy ma brzmieć, jak u dziecka czy może mężczyzny. Ale… jako to?! Śni mi się, że puszczam jego dłoń, której dawno już przecież nie trzymam, nie w miejscach publicznych (tylko czasem, przy kolacji wciska swoją pięść w moją, pomasuj mi nadgarstki, mówi).
Jak jest lepszy czas, to chodzę na spacery po dzielnicy i zauważam, że miałam szczęście. To, że czasem mam szczęście, mnie uspokaja.
Jeśli chodzi o życie uczuciowe – kwitnie. Ostatnio rozważam wejście w związek z nakładką masującą plecy. Jest zajebista, bardzo delikatna i ma taką opcję, że się te rolki podgrzewają. Przy okazji dużo milczy, nie zdradza mnie i cały czas gapi się na półki z książkami. Mój typ.
Piszę tylko, jak jest dobrze. Mam nadzieję, że u Was dobrze. Chociaż wiem, że nie zawsze, to mocno się trzymajcie i updejtujmy się.
Boze jak ja cie lubie czytac. Niech ta ksiazka bedzie jak najszybciej.
Dziękuję. Będzie we wrześniu. 🙂
Jak dobrze, czekam !
Wspaniale Cię czytać, cudownie, że nadciąga książka!