Tak, czasem mnie kusi, żeby napisać recenzję jakiejś książki. Na szczęście znam swoje ograniczenia i teraz głośno je nazwę, żeby mnie już nie korciło. Po pierwsze: wcale tak dużo nie czytam, chociaż kupuję sporo. Chodzi o to, że na bóle miesiączkowe stosuję okłady z zaczętych książek. Leżymy w łóżku, ja i zaczęte i pod ich ciężarem bóle ustępują.
Po drugie: gusta mam zastanawiające. Nie lubię, jak ktoś ginie, zwłaszcza w niewyjaśnionych okolicznościach. Wolę czytać o tym, że bohater niknie w oczach powoli, a najlepiej patrząc przez okno i obserwując ludzi.
Czasem nawet zatrzymuję się przy top 10 empiku i nic. Nawet mi serduszko nie drgnie.
Bardzo lubię książki w niebieskich okładkach. Mam półkę, na której są same niebieskie.
Uwielbiam czas teraźniejszy. Inaczej brzmi zjadłam kromkę chleba z miodem, a inaczej jem kromkę chleba z miodem (od razu ślinianki pracują i pachnie). Jednak czas teraźniejszy poważnie spowalnia akcję. Nie można napisać sześć lat mieszkałem w Paryżu w czasie teraźniejszym. To znaczy technicznie rzecz biorąc można, ale wypadałoby się zająć każdą minutą paryską z osobna.
Po kolejne: niektóre książki mi się kompletnie nie podobają w poniedziałek rano, a w czwartek wieczorem już tak. Ostatnio zajrzałam do Normalnych ludzi i w ogóle nie. Od wczoraj czytam i to jest takie dobre! No, ale przecież nie polecę książki na czwartek.
Poza tym czytam, bo szukam zdań, które mogłabym sobie wytatuować. Zapisuję je i przypinam na karteczkach do korkowej.
Nowości. No, staram się, ale szybko zapominam. Potem je odkrywam zaskoczona, jak już wszyscy przeczytali, od Nogasia po Szota.
Oprócz Normalnych czytałam jeszcze w nocy wspaniałe Życie Adelki, które kilkanaście miesięcy temu mnie nie zachwyciło i jakże niesłusznie (znowu!). Jeśli chodzi o fabułę, to dużo o spacerach z psem Teklą i dużo czasu teraźniejszego. A sama Adelka, im bardziej jest dowcipna, tym smutniejsza. Nie piszę, że polecam, bo chyba sami rozumiecie, że nie można mi ufać, tylko przytoczę fragment:
„Policzyłam wszystkie swoje drobne i okazało się, że nie stać mnie na terapię. Opracowałam więc własną szybką metodę – spokój ducha w dwa tygodnie. Bez wysiłku i zadawania pytań. Kluczem nie jest znalezienie problemu, lecz nieprzejmowanie się nim. Oprócz tego należ pić dużo wody, a przynajmniej na pewno to nie zaszkodzi.(…)
To pierwsza część terapii. Druga, niestety jest znacznie trudniejsza. Radość. (…) Kłopotliwa emocja wynikająca zwykle z głupoty, z nieprzemyślenia sobie czegoś dokładnie bądź też niemyślenia w ogóle. Radośni są pijacy, radosne są dzieci i osoby zakochane, czyli chwilowo chore psychicznie.”
Życie Adelki Adelka Truścińska
Tu można obserwować: https://www.facebook.com/adelkacostam
Oesu, jak ja lubię Pani język. Jakkolwiek to brzmi, to lubię i już. Spóźniona okrutnie odkrywam blog i myślę sobie, jak dobrze, że się Pani chciało pisać. I w tak wielu tematach mam blisko. No to się wprowadzam i już sobie tutaj pobędę.
Agnieszka – ja